Piłkarska korupcja – anegdoty z PRL
Ostatnio głośno o korupcji w polskiej piłce nożnej. A jak było w czasach PRL-u? Przeczytaj kilka zabawnych anegdot z tym związanych
• • •
W PRL-u sprawa ustawiania meczów była dużo bardziej prosta. Gdy towarzysz Edward Gierek kibicował Zagłębiu Sosnowiec, to klub nie miał prawa spaść do II ligi i nie trzeba było dawać żadnych kapitalistycznych łapówek.
• • •
Pamiętam opowieść pewnego starego działacza ze Śląska, jak to piłkarze wielokrotnego mistrza Polski wzięli pieniądze za przegranie meczu. Mijały kolejne minuty, a przeciwnik nie potrafił strzelić im gola. Wreszcie tuż przed końcem stoperzy śląskiej drużyny rozstąpili się przed nacierającym napastnikiem, a bramkarz Cz. (reprezentant kraju) stanął przy słupku, odsłaniając całą bramkę. Niestety, szarżujący piłkarz potknął się o własną nogę na kilka metrów przed linią bramkową. Sędzia zakończył mecz i trzeba było oddać pieniądze.
• • •
Podczas drugoligowych derbów Dolnego Śląska gospodarze wnieśli do pokoju sędziowskiego trzy wielkie pudła z porcelaną. Sędzia wiedział, jak się zachować i przy wyniku 1:1 podyktował “jedenastkę” dla gospodarzy. Niestety, egzekutor spudłował. Mecz zakończył się remisem. Sędziowie wrócili do domu i jako ludzie honoru zostawili suweniry.
– A co mieliśmy zrobić? Strzelić za tego niedorajdę bramkę z karnego? – żalił się po latach główny arbiter.
• • •
Inne dawne derby. Żeby zapewnić obie “obiektywizm” arbitra, działacze załatwili u sponsora niezwykle wówczas deficytowy komplet nowych opon, które zostały zamontowane w samochodzie sędziego jeszcze podczas spotkania. Zgodnie z planem gospodarze wygrali 2:1, co nie spodobało się kibicom gości, którzy szybko odkryli związek między wynikiem a nowym ogumieniem auta sędziego. Gdy po zasłużonym obiedzie arbiter chciał wrócić do domu, zobaczył, że wszystkie opony są poprzebijane. Na szczęście, gospodarze stanęli na wysokości zadania i szybko postarali się o drugi komplet.
• • •
– Przed ponad trzydziestu laty grałem w okręgówce – wspomina były piłkarz. – Mieliśmy spotkanie z “wieśniakami” z dołu tabeli. Pewnie i tak byśmy wygrali, ale nie chcieliśmy być pokopani. W klubie za każdy punkt otrzymywaliśmy 200 zł premii, więc za zwycięstwo, czyli wówczas 2 punkty – 400 zł. Zrzuciliśmy się zatem po dwie stówy i wygraliśmy. Oddaliśmy im połowę premii i wszyscy byli zadowoleni.
Fragmenty tekstu “Bez przebaczenia” (tyg. Angora 15/2008). Informacja na Sadurski.com od kwietnia 2008
• • •
Po umieszczeniu niniejszego newsa, jeden z czytelników portalu przesłał nam taką ciekawostkę:
Mecze w PRL-u kupowało się za “bułgary”; pierwszoligowy mecz kosztował średnio 100.000 bułgarów.
> Dużo anegdot: Anegdoty.pl