Humor żydowski
Jeszcze nie tak dawno żydowski humor był czymś zwykłym, codziennym, jednym z elementów barwnego, wielonarodowego polskiego krajobrazu
Dla współczesnych pokoleń Polaków humor żydowski osiąga coraz większy stopień abstrakcji, przyjmuje się go trochę tak, jak by to był humor szkocki lub francuski, jak gdyby sceneria opowiadanych dowcipów miała miejsce gdzieś daleko, za górami i lasami… A przecież nie tak dawno żydowski żart, humor, anegdota, były czymś zwykłym, codziennym, jednym z elementów barwnego, wielonarodowego polskiego krajobrazu.
Tradycja żydowskiego humoru jest tak stara jak naród. Już w księgach Starego Testamentu można spotkać żarty i dowcipy, które towarzyszyły Żydom od zarania dziejów, a w najcięższych latach były rodzajem samoobrony, pozwalały przetrzymać ciężkie czasy.
Humor żydowski rozwinął się szczególnie w krajach środkowej Europy, gdzie były największe skupiska Żydów. Dzisiaj już tego nie ma. Zapadły się w przeszłość małe, galicyjskie miasteczka z ich wypełnionymi różnojęzycznym tłumem rynkami, pogasły szabasowe świece, ale humor pozostał – ów bardzo swoisty, często abstrakcyjny dowcip zawierający w sobie znakomitą obserwację życia codziennego, obyczajów, spraw rodzinnych, interesów handlowych. Ów humor, który towarzyszył żydowskiemu narodowi w jego wędrówce przez kraje i wieki zawiera, jak napisał był kiedyś Szymon Kobyliński, swoistą filozofię wątpiącej pewności.
Każdy ze zbieraczy dowcipów ma ten swój ulubiony, do którego najchętniej wraca. Niech więc i mnie będzie wolno przytoczyć następujące dykteryjki:
• • •
Do rabina przychodzi Rosenduft:
– Rebe, powiedz mi, ty wszystko wiesz, ja znalazłem w gojowskiej gazecie takie trudne słowo: alternatywa. Co to ma być?
Rebe głaszcze się po brodzie.
– Wyobraź sobie Chaim, że masz dwa jajka, z tych jajek wykluwa ci się kogucik i kurka. Po pewnym czasie, kurka znosi następne dwa jajka, z których znowu wykluwa się kogucik i kurka. I tak po roku, masz już całe podwórko kurek i kogucików. No i wtedy przychodzi wielka powódź i zalewa ci całe gospodarstwo.
– No dobrze, rebe, ale gdzie ta alternatywa?
– Kaczki…
• • •
Icek pyta ojca:
– Tato, co to znaczy “etyka”?
– Zaraz ci to wyjaśnię na przykładzie: Wyobraź sobie, że do naszego sklepu wchodzi klient, kupuje towar za sześćdziesiąt złotych, płaci banknotem stuzłotowym i przez zapomnienie zostawia na ladzie wydaną mu resztę. Wtedy wchodzi w grę etyka. Jestem w rozterce: czy schować do kieszeni te zapomniane czterdzieści złotych, czy też podzielić się nimi z moim wspólnikiem?
• • •
Chaim leży w szpitalu epidemicznym. Stan pacjenta jest prawie beznadziejny. Nagle chory prosi o przyprowadzenie księdza. Prośba lotem błyskawicy obiega cały szpital. Nie może być inaczej: Żyd w obliczu śmierci chce się ochrzcić!
Po chwili zjawia się dyrektor w towarzystwie pielęgniarek i kapelana, do którego Chaim zwraca się cichym głosem:
– Proszę, aby ksiądz wziął papier i pióro, chciałbym podyktować swoją ostatnią wolę.
Kapelan posłusznie siada przy stoliku, a pacjent dyktuje:
– Na synagogę przy Tłomackiem przeznaczam dwadzieścia tysięcy złotych…
Dyrektor nie wytrzymuje nerwowo:
– Panie Chaim, jeśli przeznaczy pan taką kupę pieniędzy na rzecz synagogi, to dlaczego wezwał pan księdza, a nie rabina?!
– Chory uśmiecha się:
– Panie dyrektorze, bądź pan mądry! Rabina – do szpitala chorób zakaźnych?!
• • •
Kramarz Jechiel leży w agonii i pyta ledwo słyszalnym głosem:
– Małko, moja żono, jesteś przy mnie?
– Jestem, mężu.
– Dwojro, moja córko, jesteś przy mnie?
– Jestem, ojcze.
– Jojlik, mój synu, jesteś przy mnie?
– Jestem, ojcze.
– Chajka, moja córko, jesteś przy mnie?
– Jestem, ojcze.
Konający zrywa się i wykrzykuje ostatkiem sił:
– A kto, do jasnej cholery, siedzi w sklepie?!
• • •
Nowy Jork. Icek zadaje ojcu pytanie:
– Tate, co to znaczy “prosperity”, a co znaczy “kryzys”?
– Jak by ci to synku wytłumaczyć? – zastanawia się rodzic i mówi po chwili:
– Prosperity to szampan, elegancka limuzyna i piękne kobiety, a kryzys to lemoniada, metro i… twoja matka.
• • •
Pogrzeb starego Rotszylda. W orszaku pogrzebowym skromnie ubrana Żydówka zalewa się łzami i głośno lamentuje.
– Czy nieboszczyk był pani krewnym?
– Nie, nie był krewnym – odpowiada łkając kobieta. – I właśnie dlatego płaczę!
• • •
Rozmowa przed gmachem giełdy:
– Hallo, Fisz! Jak ci się wiedzie?
– Spekuluję w minach.
– To bardzo wysoko notowane akcje. Skąd masz na to pieniądze?
– Ach, ty mnie źle zrozumiałeś! Stoję tu obok portalu, a gdy ktoś wychodzi z wesołą miną, proszę go o pożyczkę…
• • •
Żyd ze sporym workiem na plecach przekracza granicę.
– Co macie w worku? – pyta urzędnik celny.
– Jedzenie dla kanarka.
Celnik otwiera worek:
Przecież to kawa! Czy kanarek je kawę?
– Moje zmartwienie? Niech nie je!
• • •
Gecel oddał do naprawy zegarek. Po odbiorze i uiszczeniu należności już następnego dnia zjawia się z reklamacją u zegarmistrza.
– Gdy oddawałem go do reperacji, to źle chodził! A teraz stoi…
– Niech mnie Bóg skarze – zaklina się zegarmistrz – jeśli ja w ogóle tknąłem pański zegarek!
• • •
Żebrak puka do mieszkania bogacza. Otwiera mu pani domu.
– Mąż wyszedł przed chwilą, a ja nie mam pieniędzy. Przyjdźcie jutro, to otrzymacie jałmużnę.
– To bardzo źle! – protestuje dziad. – Ja przez takie udzielanie kredytu straciłem już majątek!
• • •
Znany publicysta i satyryk Adolf Neuwert-Nowaczyński podczas bankietu literackiego wzniósł następujący toast na cześć Juliana Tuwima:
– Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela… Niech żyje Tuwim!
Tuwim odpowiedział:
– Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów… Niech żyje Nowaczyński!
• • •
Na cmentarzu żydowskim w Stanisławowie spotyka się dwóch żebraków.
– No, powinszuj mi! Zaręczyłem córkę…
– Szczęść ci Boże! A z kim?
– Z Fajwlem…
– Aaa, Fajwel! Ten z bielmem na oku? Fajny zięć, jak Boga kocham… A co mu dałeś w posagu?
– Oj, nie pytaj! Ten hycel zdarł ze mnie żywcem skórę… Musiałem mu oddać całą ulicę Kazimierzowską i jeszcze pół Lelewela!
• • •
Akrobata w cyrku berlińskim wznosi istną wieżę ze stolików i krzeseł, na wierzchołku której stawia butelkę z wetkniętą w nią miotłą, po czym balansuje na miotle i gra na skrzypcach.
Baruch trąca żonę i szepce jej do ucha:
– Paganini, to on nie jest!…
Wstęp i wybór dowcipów: Marek Różycki jr
Na ilustracji: nie tylko w Polsce ukazało się sporo książek z humorem żydowskim
Tekst na Sadurski.com od lutego 2010