Kabaret DNO
Kabaret DNO – ciekawostki
Gazeta Współczesna przeprowadziła nie całkiem poważną rozmowę z członkami kabaretu Dno z Dąbrowy Górniczej. Oto kilka fragmentów.
– Skąd wzięła się nazwa kabaret Dno?
• Tomek: Dlatego, że ta nazwa była jeszcze wolna (śmiech). Zaczęło się tak, że kupiliśmy domenę w internecie 12 lat temu. W Stanach. Bo w Polsce jeszcze internetu nie było. A tak na poważnie: może dlatego, że jak nas ktoś z bliska zobaczy, to nie ma się czemu dziwić skąd nazwa.
• Adam: Mamy taką standardową odpowiedź. Ale jest prawdziwa. Jest to nazwa asekuracyjna, która miałaby nas w pewnym sensie zabezpieczyć. Jeśli widz przyszedłby niezadowolony po naszym występie, to my wtedy mówimy, że było Dno, bo miało być Dno i czego tu więcej oczekiwać. Ale przeważnie nie przychodzą z takimi pretensjami. Po jakimś czasie ludzie zaczęli się dziwić czemu nazwaliśmy się Dno, skoro jesteśmy do przyjęcia.
– Macie jakieś fetysze?
• Jarek: Ja zabieram wszystko, co znajdę. Biorę rzeczy, które są niczyje, a można z nich coś zrobić. Chodzę po różnych złomowiskach, po znajomych. Pytam, czy coś jest im potrzebne, a jeśli nie, zabieram to do domu.
• Tomek: Ja pokątnie jem. Dużo. I czasami potrafię tak coś zjeść, żeby koledzy nie widzieli i żebym nie musiał się z nimi dzielić (śmiech). Dodatkowo jestem zboczeńcem komputerowym. Lubię dotykać innym komputery. I czasami lubię zabierać innym słowa.
• Adam: Chyba będą to jachty. Jestem trochę marynarzem. Uwielbiam konstrukcje jachtów. Jak trafię do sklepu ze sprzętem, to mógłbym nie wychodzić.
– Jakie macie plany?
• Jarek: Jesteśmy przed realizacją naszego pierwszego DVD. Prawdopodobna premiera, to wrzesień. Będzie to takie nasze, małe “the best of”. 90 procent to skecze, które naszym zdaniem najbardziej podobają się publiczności. Dodatkowo na płycie znajdą się nasze filmy, które kręciliśmy przez cały okres działalności.
Kabaret Dno tworzą: Jarek Cyba, Adam Mrozowicz, Wojciech Stala i Tomek Sobieraj. I wszyscy są w Partii Dobrego Humoru!
2008-05-06
Pijawki i oranżada – rozmowa z członkami kabaretu DNO
Członkowie kabaretu Dno, w wywiadzie dla portalu Sadurski.com mówią o polskiej scenie kabaretowej i o swoich skeczach. Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Oliwa
Pijawki i oranżada
Podczas występów cieszycie oko widza niezwykłymi rekwizytami.
• Wojciech Stala: – Nasz spektakl powoli urasta do rangi 4D!
• Tomek Sobieraj – Niestety nie ma jeszcze takich technik, żeby przenieść to na całą salę. Ale pierwsze rzędy zawsze wynoszą więcej, bo ich to się i opluje i powąchają sobie więcej. Dlatego zapraszamy do pierwszych rzędów, więcej Państwo skorzystacie na spektaklu.
Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiły foki z Nocy Polarnej i lodówka. Czy są to wygodne kostiumy?
• WS – Foki są bardzo wygodne, akurat gramy je z Tomkiem.
• TS – Tobie jest wygodnie, bo na mnie leżysz!
• WS – To może powiem za siebie. Ja w tym skeczu naprawdę odpoczywam, leżę sobie, przykryty wspaniałym kostiumem w którym jest bardzo cieplutko, od czasu do czasu muszę się tylko podnieść i psiknąć odświeżaczem z paszczy.
• TS – Mnie też jest wygodnie w tym kostiumie, dopóki Wojtek się na mnie nie położy i nie zgniecie mi kolan.
Robicie rekwizyty do skeczy, czy skecze do rekwizytów?
• WS – Różnie to bywa. Czasem jest tak, że powstaje rekwizyt, tak jak to było z Obcym czy z Lodówką.
• TS – Najpierw powstała lodówka, a potem został napisany cały skecz.
• WS – Ale odwrotnie było z fokami. Leżeliśmy sobie w hotelu na Helu, po wizycie w fokarium, w samych slipach, bo było bardzo gorąco i zaczęliśmy naśladować odgłosy, które wydają foki. Wszystkich bardzo to śmieszyło i tak wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić skecz o fokach.
Działacie od 13. lat. Jakie zmiany na polskiej scenie kabaretowej zauważyliście przez ten czas?
• WS – Dużo się zmieniło, przede wszystkim jest więcej kabaretów, festiwali. Kiedy zaczynaliśmy były tylko trzy, czy cztery festiwale, na które czekało się cały rok, a teraz praktycznie co miesiąc w różnych miejscach w Polsce są różne przeglądy kabaretowe.
• TS – Kiedyś było dziesięć kabaretów i wszystkie były fajne, a teraz jest sto kabaretów, każdy jest inny. Można ocenić, że ten jest fajny, a ten jest do d..y.
• WS – Nastąpiła komercjalizacja całego środowiska kabaretowego, bo każdy kabaret pokazujący się w telewizji ma swój management.
• TS – Poprzyklejały się do nas takie pijawki, które lepiej wiedzą jak to sprzedać, skomercjalizować.
• WS – Mówiąc brutalnie, kabaret stał się towarem, który teraz się po prostu sprzedaje.
Czy kiedyś było łatwiej wybić się początkującym kabaretom?
• WS – Chyba nie, bo teraz jest już wiele kabaretów i każdy prezentuje odmienną formę. Ciężko jest znaleźć nisze w środowisku, żeby być oryginalnym i świeżym.
• TS – Kiedyś było trudniej zrobić kabaret, ale chyba była wyżej postawiona poprzeczka. Dziś praktycznie każdy może robić kabaret. Ja bym to porównał do oranżady. Nie wiem jaka jest teraz moja ulubiona oranżada, ale dawniej była to taka w woreczku ze słomką, wiedziałem, że jest jedna oranżada, którą lubię. A teraz nie wiem jaką lubię.
• WS – Ta oranżada w woreczku, ze słomką już zniknęła, już jej nie ma.
• TS – To jest np. Tey, Potem, jakby to przełożyć na kabaret… To są te oranżady ze słomką.
• WS – A teraz jest pełno oranżady i ona nie smakuje już tak samo jaki kiedyś.
• TS – Bo kupujemy tę oranżadę, którą nam przywiozą pod nos. A tymi dostawcami oranżady są właśnie managerowie, agencje. Można stworzyć kabaret i być średnim, a przyjdzie dobry manager, który zapakuje w ładny papierek i to sprzeda.
Zapoczątkowaliście festiwal kabaretowy DebeŚciak. Brakowało wam czegoś w już istniejących przeglądach?
• TS – Tak. Przede wszystkim chodzi o jury, które często było niekompetentne. My oddaliśmy najważniejszy głos publiczności, z niej zrobiliśmy głównego, bo jedynego jurora. W tym cały sęk, że jurorem jest 700-osobowa publiczność, a wiadomo, że to się robi głównie dla publiczności. Niektóre kabarety były zniesmaczone, bo jak to zrozumieć, że ludziom się coś podoba, na coś przychodzą, oglądają, oklaskują? A jury, na jakiejś podstawie, nie nagradza tego kabaretu, mało tego – nagradza kogoś, kto jest zupełnie nieśmieszny. Zaczynali wygrywać m.in. zawodowi aktorzy, którzy przyjeżdżali na festiwale. Później okazało się, że ludzie, którzy przychodzili na nich jako na kabaret, wcale się nie śmiali, ale za to śmiali się z tych, co nie wygrywali.
• WS – Bardzo często zdarza się, że kabaret, który występuje w Lidzbarku, przygotowuje program pod jury, a przyjeżdża do nas, do Dąbrowy i pokazuje program “pod publiczkę”. Odstawia żarty akuratne i pozwala sobie jechać po tak zwanej bandzie.
• TS – Ja bym dodał, że nasza publiczność jest na tyle wychowana, że potrafi dostrzec dobry kabaret. Werdykty są bardzo emocjonujące, zawsze zgadzam się z werdyktem.
• WS – A poza tym publiczność ocenia, ale to my liczymy głosy. (śmiech)
Z Tomaszem Sobierajem i Wojciechem Stalą z Kabaretu Dno rozmawiała Agnieszka Oliwa
2009-12-17