ORMO. Obywatelski Ruch Moralnej Odnowy „Postęp”
Tekst: (c) Jacek Dąbrowski
Cześć! Zgodnie z daną Ci wcześniej obietnicą z dumą pragnę poinformować, iż właśnie powołałem do życia elitarny Obywatelski Ruch Moralnej Odnowy „Postęp”. W skrócie ORMO. Musisz przyznać, że brzmi to swojsko i patriotycznie, można by nawet rzec dumnie. Powinieneś również wiedzieć, iż ORMO nie jest partią lewicową, centrową, prawicową, ani też anarchistyczną. ORMO jest partią na wskroś freestyle’ową, czyli zupełnie Dowolną – w pewnym sensie nawet Odlotową – i światopoglądowo obojętną. A co się tyczy „Postępu”, to jest to zlepek fragmentów słów pochodzący od wyrażenia postmodernistyczny ustęp. Nie mam zielonego pojęcia co powyższe wyrażenie może oznaczać, lecz moim zdaniem powinno zadowolić środowiska zorientowane artystycznie, zwłaszcza, że ma ono bardzo nowoczesny i kulturotwórczy wydźwięk. W zasadzie, zamiast „ustępu”, powinienem był użyć słowa kibel, ale w kampanii wyborczej daleko z tym kiblem byśmy nie zajechali.
Piszę „my”, ponieważ jestem głęboko przekonany, iż nie zwlekając ani chwili zgłosisz swój akces do tak patriotycznie i prospołecznie nastawionego ugrupowania, jakim niewątpliwie jest partia nasza, czyli Obywatelski Ruch Moralnej Odnowy „Postęp”. Dodam jeszcze, że wstępując do ORMO automatycznie staniesz się jednym z Ojców Założycieli – co wiąże się z pewnymi przywilejami – naszej moralnie nienagannej i ideowo jedynie słusznej partii. Kolebką będzie „Integracja”, zaś matką może być ktokolwiek, nawet paranoja, byle by to tylko nie była neurastenia. Zanim jednak przejdę do omówienia szczegółów, przedstawię Ci najpierw zarys naszego Manifestu Programowego. Oto on:
MANIFEST PROGRAMOWY OBYWATELSKIEGO RUCHU MORALNEJ ODNOWY „POSTĘP”
W związku z całkowitą i nieodwracalną degrengoladą moralną naszych elit politycznych, intelektualnych i religijnych, ogłaszamy co następuje:
1. Jesteśmy wrzodem na d*pie Narodu.
2. Nikomu nie damy się wycisnąć i nie pozwolimy dmuchać w naszą kaszę.
3. Nikt nie upiecze żadnej pieczeni przy naszym ogniu.
4. Pokażemy co niektórym gdzie pieprz rośnie, i gdzie raki zimują.
5. Będzie tak, jak my chcemy, żeby było.
6. W przeciwnym wypadku będzie tak, jak co niektórzy nie chcieliby, żeby było.
7. Będzie bolało.
8. Czniać braci Kaczyńskich!
9. Nie rzucim ziemi póki są dotacje unijne.
10. Jak się komuś nie podoba, to fora ze dwora!
Chciałbym w tym miejscu od razu wyjaśnić znaczenie punktów dziewiątego i dziesiątego, pozostałą zaś resztą zajmiemy się w swoim czasie. Otóż punkt dziewiąty jest ukłonem w stronę elektoratu wiejskiego, ponieważ cepy, kłonice i orczyki są zbyt poważnymi argumentami, aby można je było lekceważyć. Natomiast punkt dziesiąty stanowi swego rodzaju bezpiecznik, zawór bezpieczeństwa, chroniący nas przed wewnątrzpartyjnymi tarciami, frakcjami i koteriami. Jest to doskonały bat na krytyków, krytykantów, malkontentów oraz innych różnej maści zewnętrznych i wewnętrznych dywersantów. Po prostu „Won!” i tyle. W tych ciężkich czasach musimy stanowić monolit, bo w jedności siła.
Jak zapewne zauważyłeś, nie wyznaczyłem nam w Manifeście żadnego celu do osiągnięcia. Jest to podyktowane tym, że określenie i realizacja jakichś stałych priorytetów może być bardzo trudnym przedsięwzięciem, a w naszej partii z pewnych względów wręcz niemożliwym. Ale o tym może nieco później.
Zaznaczyłem natomiast już na samym początku, iż będziemy partią elitarną, w związku z czym nie każdy będzie mógł wstąpić w nasze szeregi. Zaszczytu tego będą mogły dostąpić jedynie osoby o nieposzlakowanej opinii i nienagannym życiorysie, czyli wszystkie te osoby, które udowodnią na piśmie, iż ich dolegliwością jest jednostka chorobowa rozpoczynająca się na literę „F” według Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10. Mówiąc prościej, kandydaci na członków ORMO będą musieli przedstawić – parafowaną wcześniej przez niezależny audyt psychiatryczny – Epikryzę na żółtym tle, czyli tak zwane Żółte Papiery. Wyjątek stanowić będą neurastenicy, ponieważ jest to element ideowo nam obcy, żeby nie powiedzieć wrogi. I tutaj pojawia się pewien problem, mianowicie, co zrobić z emerytowanymi strażakami piromanami? Myślę, że tym przypadku będziemy zmuszeni zastosować wyjątek od wyjątku, gdyż wykluczenie tak wartościowych jednostek byłoby poważnym błędem z naszej strony, i to błędem o znaczeniu strategicznym. Co bardziej urodziwych neurasteniczek też nie pozostawiałbym samych sobie, a to z tego względu, że możliwości rozdrażnionej i wściekłej neurasteniczki są nieporównywalnie większe od możliwości stada nawet najbardziej rozjuszonych melancholików, zaś jej uroda ochroni ją przed różnymi nieprzyjemnościami, bo przecież nikt nie zhańbi się wzywaniem sił porządkowych w celu uspokojenia jednej, pięknej kobiety.
Będą i inne wykluczenia.
Przede wszystkim mam tu na myśli osoby zdiagnozowane, dysponujące odpowiednimi certyfikatami, lecz swoim postępowaniem notorycznie hańbiące dobre imię poczciwych i zacnych wariatów i wariatek. Nie muszę Ci chyba mówić, że mam tu na myśli tak zwanych Obrońców Krzyża, Czcicieli Swastyki oraz Cichych Wielbicieli Sierpa i Młota. Oczywiście należy im współczuć, ponieważ zostali zmanipulowani przez kumpli pewnego niedorobionego bliźniaka, ale w naszych szeregach dla tego typu zachowań nie ma i nigdy nie będzie miejsca. Pojebom i szajbusom mówimy stanowcze NIE! Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, iż punkt ósmy naszego Manifestu Programowego nie znalazł się tam przypadkowo. Gwarantuje on nam bowiem, że tego typu osoby nawet się do nas nie zgłoszą. A krzyż im na drogę!…
Być może nastąpi też konieczność zastosowania innych wyjątków, ale czuwać nad tym będzie Komisja Weryfikacyjna powoływana przez Radę Plemienną. Tak, tak, nie przywidziało Ci się. Radę Plemienną, ponieważ w specyficznym – ze względu na wyjątkowe osobowości członków – charakterze naszej partii, możliwy jest jedynie model wodzowski. Wiem co mówię, ponieważ, jako wariat z długoletnim stażem, z pełną odpowiedzialnością mogę oświadczyć, iż zastosowanie innej formuły doprowadziłoby naszą partię do rychłego upadku, gdyż bez swego rodzaju delikatnego, aczkolwiek stanowczego zamordyzmu z wariatami niczego osiągnąć się nie da.
Mógłbyś mi teraz zarzucić, że wobec powyższego ORMO będzie partią niedemokratyczną, a wręcz autorytarno – totalitarną. Nic bardziej mylnego! Być może z pozoru tak to wygląda, ale zapewniam Cię, że takiej demokracji jak u nas, nie było, nie ma i nie będzie w żadnej innej partii. Będzie tak, jak w starożytnych Atenach: każdy ormowiec i każda ormówka będą mieć obowiązek zasiadania w Radzie Plemiennej bez prawa odmowy. W praktyce oznacza to, iż nie rzadziej niż raz na kwartał, w drodze losowania, odbywać się będzie nabór do kilkuosobowej Rady Plemiennej, a ta z kolei zajmie się powoływaniem innych statutowych organów ORMO, między innymi – oprócz wspomnianej już wyżej Komisji Weryfikacyjnej – Dyżurnego Czubka Kraju oraz paranormalnego Plutonu Alarmowego. Słowem demokracja o jakiej nikomu się nie śniło, bo nawet najbardziej wycofana neurotyczka będzie brać czynny udział w działalności struktur naszej partii.
Natomiast co się tyczy metody wyłaniania Wodza, to już zupełnie inna sprawa. Tutaj o żadnej demokracji nie może być mowy, bo przecież wiadomo nie od dziś, że w klasycznym modelu plemienia Wodza się nie wybiera. Wodzem po prostu się zostaje, najczęściej poprzez fizyczną eliminację swojego konkurenta. Oczywiście obecnie żyjemy w innych czasach i takie metody nie wchodzą w grę, ale to wcale nie oznacza, że zrezygnujemy z kultywowania tak pięknej tradycji, sięgającej początków istnienia Ludzkości. Osobiście optuję za rozwiązaniem, abyśmy Ty i ja, jako Ojcowie Założyciele, zmierzyli się w jakże szlachetnym, lecz całkowicie – no chyba, że ktoś nieopatrznie nawinie nam się pod rękę – bezkrwawym pojedynku: Wodzem zostanie ten z nas, który w ciągu kwadransa wytłucze więcej szyb na Deptaku.
Wspaniała idea, prawda?
Tym bardziej, iż władze Zielonej Góry poszły nam na rękę wymieniając ciężkie, toporne płyty chodnikowe na nowiutką kostkę brukową. Nic, tylko korzystać! A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie będą nam grozić z tego tytułu żadne konsekwencje prawne czy medyczne, ponieważ cała impreza odbywać się będzie legalnie i w majestacie prawa. Wystarczy, że złożymy w magistracie powiadomienie, że w dniu takim a takim, o tej czy owej godzinie, odbędzie się na Deptaku uroczystość wyłonienia Wodza naszej partii, połączona z happeningiem o nazwie „Ideały sięgają bruku!”, promującym ideę integracji kostki brukowej z wielkogabarytowym szkłem. Nie muszę chyba dodawać, że w związku z powyższym siły porządkowe będą musiały zadbać o nasze bezpieczeństwo. Zresztą, zanim się obejrzą, już będzie po wszystkim.
I tutaj pojawia się pytanie, mianowicie, czy aby postępujemy etycznie niszcząc mienie bogu ducha winnych ludzi? Odpowiadam: jak najbardziej. Nikogo przecież nie oszukujemy. Punkty od pierwszego do siódmego naszego Manifestu Programowego mówią przecież same za siebie. Mówimy tam ludziom wprost i wyraźnie kim jesteśmy, i czego należy się po nas spodziewać. Nie uprawiamy demagogii i populizmu obiecując wyborcom gruszki na wierzbie. Nigdzie nie jest napisane, że będzie miło i przyjemnie. Postępujemy na wskroś uczciwie, a zatem z punktu widzenia etyki jesteśmy moralnie nienaganni i czyści. Poza tym nie wiem, czy zwróciłeś na to uwagę, ale na Deptaku, w miejscach zajmowanych dotąd przez szeroko rozumiany handel, pojawiły się tylko i wyłącznie banki. Wejdziesz na Deptak – jak okiem sięgnąć banki. Rzucisz kamieniem – trafisz w bank albo w filię jakiegoś banku. Aż się prosi, żeby coś z tym zrobić. Trudno bowiem nazwać bankierów bogu ducha winnymi ludźmi. Lichwa jest lichwą bez względu na to, na jak wysoki procent pożyczasz komuś pieniądze, dlatego też nie może być mowy o żadnej litości z naszej strony. A zatem bankierzy otrzymają od nas to, o czym mówią punkty czwarty i siódmy naszego Manifestu. Mam nadzieję, że wyjdzie im to bokiem. Chociaż nie! Mogę się mylić, bo na pewno są ubezpieczeni, tak więc ich straty mogą być zbliżone do zera. Trudno. Wobec tego będziemy zmuszeni dołożyć co nieco firmom ubezpieczeniowym, bo też same się o to proszą.
Nie licząc kilku drobnych sklepikarzy, pozostali nam na Deptaku jedynie restauratorzy. Myślę, że im darujemy. Pod jednym wszakże warunkiem: przed przystąpieniem do naszego pojedynku uroczyście powitają nas dobrym, aromatycznym cappuccino z pianką oraz szklaneczką wysokiej klasy destylowanego, bursztynowego napoju. Inaczej demolka.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do naszego pojedynku.
Zwycięzcę, zaraz po podliczeniu wybitych przez nas witryn, wskaże komendant Straży Miejskiej. Następnie, na oczach wiwatującego tłumu, odbędą się uroczyste Obłóczyny Wodza w tradycyjny, haftowany złotem, Kaftan Bezpieczeństwa. Co się tyczy prerogatyw, to Wódz będzie mógł wszystko, ale niczego nie będzie musiał. Słowem pełnia władzy. Z jednym wyjątkiem: Wódz nie będzie mógł ingerować w wybór i decyzje członków Rady Plemiennej. Z drugiej jednak strony, w każdej chwili będzie mógł zmienić jej skład poprzez ogłoszenie terminu nowego losowania. Pokonany zaś otrzyma tytuł Szamana ORMO i złoży Wodzowi hołd, polegający na publicznym przyjęciu kroplówki oraz napisaniu sprayem na ścianie Ratusza hasła „NIECH CI KAFTAN LEKKIM BĘDZIE, WODZU!”. Zachowa też prawo do wyzwania urzędującego Wodza na pojedynek w dowolnym, wybranym przez siebie terminie. Jednakże, bez względu na wynik pojedynku, zastrzegam sobie dożywotnie prawo do stanowiska Skarbnika, bo mi się to po prostu należy i koniec.
Tak!… Wodza już mamy, Radę Plemienną również. Przyszła zatem pora na szersze omówienie wyzwań, z jakimi przyjdzie się naszej partii zmierzyć. Jak już wcześniej wspominałem, przed ORMO nie stoją żadne stałe cele do osiągnięcia, ponieważ – co znajdzie swoje odzwierciedlenie w statucie – żadnemu ormowcowi ani żadnej ormówce nie będzie można niczego narzucać na siłę. Oczywiście nie oznacza to wcale, że nic nie będziemy robić. Wprost przeciwnie! Będziemy najaktywniejszą partią jaka kiedykolwiek działała w tej części Europy, gdyż naszym zadaniem będzie ciężka, organiczna praca u podstaw na rzecz Dobra Ogólnego, które to Dobro Ogólne nie jest jakimś celem do osiągnięcia, lecz nieskończonym procesem poprawy bytu obywateli, a w szczególności ormowców i ich rodzin. I tak na przykład, jeżeli nasza partyjna koleżanka lub kolega zgłoszą Radzie Plemiennej, że są z jakichś powodów szykanowani w swoim miejscu pracy, to nie chciałbym być w skórze pracodawcy. Wyobraźmy sobie, że chodzi o jakąś Stonkę, Ropuszkę, czy też inny obóz pracy przymusowej. Zaraz po otrzymaniu zgłoszenia Rada Plemienna będzie mieć obowiązek natychmiastowego zwołania stuosobowego Plutonu Alarmowego z Wodzem i Szamanem na czele. Każdy weźmie w jedną rękę widły, w drugą pochodnię – tylko Wódz będzie mógł dzierżyć tomahawk – i po zachodzie słońca wyruszymy procesją spod siedziby Kolebki w kierunku tego siedliska mobbingu na, nazwijmy to „promocyjne”, zakupy. Myślę, że zaaplikowanie kierownictwu placówki gorącej smoły i pierza nie tylko odniesie pożądany skutek, ale dodatkowo spowoduje przyznanie wszystkim członkom ORMO bezterminowego, dziewięćdziesięcioprocentowego rabatu na wszystkie produkty. Ochroniarzami nie będziemy się przejmować, bo strach nie pozwoli im na jakąkolwiek reakcję. Co najwyżej wezwą policję. A ta z kolei też nic nam nie zrobi, ponieważ nie wolno im podejmować działań prewencyjnych wobec osób cierpiących na zaburzenia psychiczne bez uprzedniego wezwania pogotowia ratunkowego oraz negocjatora. Z negocjatorem szybko sobie poradzimy stosując starą jak świat zasadę, mówiącą, że z obcymi się nie rozmawia. Teoretycznie tylko pogotowie mogłoby nam zaszkodzić, ale nawet w całej Polsce nie znajdziesz aż tylu pielęgniarzy wyspecjalizowanych w pacyfikacji wariatów, którzy byliby w stanie z nami sobie poradzić, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie złoży wniosku do Unii Europejskiej z prośbą o wsparcie. Tak więc pogotowie tylko przyjedzie, popatrzy i odjedzie z powrotem. Uważam, że cała sprawa może się tylko i wyłącznie zakończyć umorzeniem. O ile oczywiście będzie jakaś sprawa.
Podobnie będzie w przypadku, gdy ktoś z naszych zostanie źle potraktowany przez orzecznika ZUS. Zapewniam Cię, że w pięć minut uzdrowimy nawet najbardziej opornego Uzdrowiciela. Nie będziemy oszczędzać na smole. Przecież nie po to Kolebka wystawia wniosek o rentę, żeby ktoś z pustostanem w głowie szargał jej dobre imię poprzez kwestionowanie specjalistycznych ekspertyz. Takim praktykom zawsze i wszędzie będziemy się przeciwstawiać z całą stanowczością. Taki sam los spotka każdego nadętego i opryskliwego urzędnika. Szybko przywrócimy szczere uśmiechy na ich twarze.
Jestem głęboko przekonany, że
po kilku takich akcjach już nikt i nigdy nie odważy się podnieść na naszych ręki. Przy okazji skorzystają na tym zwykli obywatele, ponieważ, w wyniku naszych prospołecznych działań, żaden pracodawca czy urzędnik nie odważy się wychylić z obawy przed nalotem Plutonu Alarmowego. I nie pomogą tutaj krzyki naszych przeciwników politycznych, twierdzących, że jakoby uprawiamy warcholstwo i prywatę. Ludzie bardzo dobrze będą wiedzieć komu zawdzięczają poprawę standardów życia społecznego. I jak kraj długi i szeroki rozniesie się wieść o tym, że nareszcie znalazł się ktoś, kto dba o interesy zwykłych ludzi, czego wyrazem będzie gwałtowny wzrost naszych notowań we wszystkich sondażach.
Następny nasz krok jest oczywisty: będziemy musieli się poświęcić i wystartować w wyborach parlamentarnych. Wiem, że zaraz zapytasz: „No dobrze, ale skąd wziąć na to wszystko pieniądze?”. Chciałbym w tym miejscu z całą mocą oświadczyć, iż nie zostałem dożywotnim Skarbnikiem ORMO dla osiągnięcia jakichś osobistych korzyści, gdyż moim statutowym obowiązkiem będzie zdobywanie funduszy nie tylko na nawet najdziwniejsze fanaberie wymyślone przez Radę Plemienną, ale także na wymianę zardzewiałych wideł, konserwację kaftanów bezpieczeństwa, zakup smoły, pierza i paliwa do nasączania pochodni, że o pokryciu kosztów kampanii wyborczej i założeniu własnych mediów nie wspomnę. Powierzyłem sobie tę funkcję tylko dlatego, że wiem, jak w sposób prosty i skuteczny pozyskać odpowiednie środki. Otóż wystarczy, że pisemnie zwrócę się do wszystkich banków, ale każdego z osobna, o regularną, co najmniej sześciocyfrową, comiesięczną donację na rzecz naszej partii. Mogę Cię zapewnić, że zgodzą się na płacenie tego haraczu bez wahania, ponieważ zagrożę, że w przypadku odmowy będziemy zmuszeni codziennie wybierać Wodza.
Widzisz jakie to proste? Nawet palcem nie kiwniemy, a nieprzerwany strumień gotówki będzie wpływać na konto naszej partii. Chciałbym też zwrócić Twoją uwagę na ekologiczny w swej istocie sposób zdobywania funduszy. To znaczy, ekologiczny w tym sensie, w jakim ujmują to punkty piąty i szósty naszego Manifestu. Jest to kwintesencja działalności przeważającej części organizacji ekologicznych: albo wpłacacie pieniądze na naszą organizację, albo nici z inwestycji, bo glisty i pijawki mogą się wystraszyć.
Kampanię wyborczą przeprowadzimy z rozmachem, bez liczenia się z kosztami – państwo i tak nam je później zwróci – ale bez plucia na konkurencję, jątrzenia, stosowania pomówień, czy nawoływań do anarchii. Twarzami, a zarazem lokomotywami napędowymi kampanii, będzie ścisłe kierownictwo ORMO, czyli Wódz i Szaman. Na wszystkich bilbordach pojawią się proste w formie, lecz silnie oddziaływujące na wyobraźnię, ogromne plakaty przedstawiające nas obu odzianych w lekkie, sportowe kaftany. Uważam, że przed przystąpieniem do sesji zdjęciowej powinniśmy zażyć elektrowstrząsów, ponieważ w ten sposób nasze twarze uzyskają szczególnego rodzaju głęboką wyrazistość. Poniżej zaś znajdować się będzie szczery aż do bólu lejtmotyw naszej kampanii:
„RODACY! A IDŹCIE WY W PIS-du!”
Oczywiście nie będzie to jedyne hasło, jakiego będziemy używać. Wiadomo przecież, że nie sposób znaleźć taką formułę, która oddziaływałaby na wszystkich. Musimy zatem działać precyzyjnie, punktowo, z chirurgiczną dokładnością. I tak na przykład, sprowokujemy intelektualistów do zajęcia stanowiska następującym hasłem:
„MYŚLĘ, WIĘC JESTEM WARIATEM!”
Wywołamy w ten sposób gorącą dyskusję we wszystkich mediach. Zaproszeni eksperci będą się co najmniej przez tydzień spierać i debatować na temat tego, co chcieliśmy przez to powiedzieć. Jedni będą twierdzić, że nażarliśmy się psychotropów i dlatego tak bredzimy. Inni przeciwnie, będą przekonywać, iż jest to wspaniałe rozwinięcie filozofii kartezjańskiej, ponieważ znaleźliśmy jedyną i niepodważalną odpowiedź na kluczowe pytanie, mianowicie: „Kim jest ten, kto myśli?”. Natomiast każde inne podobne twierdzenie – na przykład: „Myślę, więc jestem zdunem!” – jest zwykłym kretyństwem. Nieważne, do jakich wniosków w końcu dojdą, bo nie ma to najmniejszego znaczenia. Ważne, że będzie dużo bitej piany na nasz temat.
Do ekonomistów i biznesmenów podejdziemy inaczej:
„NIE OJCIEC, NIE MATKA,
LECZ CZUBEK DZIURĘ BUDŻETOWĄ WAM ZATKA!”
I tutaj też specjaliści podzielą się na dwie grupy. Krytycy oświadczą, iż jest to demagogia uprawiana przez kompletnych ignorantów, bo przecież każde dziecko wie, że dziury budżetowej w najbliższej przewidywalnej przyszłości załatać się nie da, i że tylko skończony wariat może twierdzić, że jest inaczej. Z kolei nasi zwolennicy przypomną im, że kryzys i dziurę budżetową wywołali właśnie ci, którzy jakoby na ekonomi się znają, więc zamiast krytykować, niech najpierw sami posypią swoje głowy popiołem. Trzecią grupę stanowić będą bankierzy, ale oni dyplomatycznie oświadczą, że w celu przezwyciężenia kryzysu będą współpracować z każdym. No niechby tylko spróbowali powiedzieć coś innego!…
Nie zabraknie też odniesień do codziennych problemów mieszkańców wielkich miast:
„ZAŁAMAŁEŚ SIĘ W KOMUNIKACYJNYCH KORKACH?
WYLECZĄ CIĘ W TWORKACH!”
Poruszymy także zagadnienie tak zwanych Małych Ojczyzn:
„CHOĆ CAŁY ŚWIAT PRZEMIERZYM, NIE MA JAK KOBIERZYN!”
Będą też hasła bardzo przyjazne, całkowicie pozbawione jakichkolwiek politycznych kontekstów, nakierowane na pozytywne emocje, bezpretensjonalne, wesołe i nieco frywolne:
„RZEKŁA RAZ DZIEWCZYNA HOŻA, JA CHCĘ DO CIBORZA!”
Lub:
„PYTAŁY DZIEWICE, KTÓRĘDY NA OBRZYCE?”
Albo ludowe, tkliwe, wyciskające łzy, bo płynące prosto z serca:
„OJ DANA DANA, NIE MAM KAFTANA!”
Hasła te, w różnych formach – spoty, plakaty, itp., będą się pojawiać wszędzie. Od ogólnopolskich stacji telewizyjnych począwszy, a na płotach czy stodołach w zapadłych przysiółkach skończywszy. Nie muszę chyba dodawać, że nasza partyjna młodzieżówka zajmie się rozpowszechnianiem wyżej wspomnianych treści w sposób standardowy, czyli sprayem na ścianach, pielęgnując tym samym piękną i dobrą tradycję.
To jeszcze nie wszystko, ponieważ kwestią o kluczowym znaczeniu dla przyszłości ORMO jest posiadanie własnych mediów. Mediów, w których w sposób jasny i nieskrępowany moglibyśmy przedstawiać nasz program oraz wizję przyszłości, a także, poprzez wysokich lotów publicystykę, zajmować się codziennymi problemami zwykłych obywateli oraz niecodziennymi problemami ormowców. Jeśli chodzi o słowo pisane, to powołamy do życia naczelny organ naszej partii, dziennik Rycerz Porypany. Innymi tytułami kojarzonymi z nami będą: bogato ilustrowany magazyn kulturalny O Jasny Gwint!, brukowiec Stresor oraz pismo dla najmłodszych Czubuś. A przede wszystkim założymy realizujące misję publiczną, nasze oczko w głowie, Radio Waryjat.
Nie czas i miejsce wdawać się w omawianie szczegółów misji naszego radia, ale mogę Cię zapewnić, że będzie to ewenement na skalę światową, gdyż, dzięki prowadzonym w niekonwencjonalny sposób dyskusjom i programom edukacyjnym, doprowadzimy do głębokich przemian w świadomości społeczeństwa. Ideałem będzie taka sytuacja, gdy, po wysłuchaniu tej samej audycji Radia Waryjat, europosłanka Senyszyn padnie na kolana, złoży ręce do modlitwy i zacznie śpiewać Boże, coś Polskę, następnie złoży swój mandat i wstąpi do klasztoru, natomiast posłanka Sobecka powstanie z klęczek, położy dłoń na dumnie wypiętych piersiach i zanuci Międzynarodówkę, po czym zapisze się do lewackiej młodzieżówki i sama stanie na jej czele.
Powiesz, że w gruncie rzeczy niczego to nie zmieni, bo zamienił stryjek siekierkę na kijek. Mylisz się. W wyniku emisji naszych audycji nastąpi głębokie, mentalne przewartościowanie, przesunięcie biegunów o sto osiemdziesiąt stopni, a zatem Nowa Jakość w życiu publicznym. Czyli – parafrazując tezę o stryjku – chcąc zgładzić szwagierkę, zamienił stryjek kijek na siekierkę. Niby to samo, a zarazem coś zupełnie nowego. Oczywiście przedstawiona przeze mnie sytuacja jest tylko ideałem, którego najprawdopodobniej nigdy nie osiągniemy, ale to wcale nie oznacza, że nie będziemy do niego dążyć z całych sił. Przyznam Ci się szczerze, iż moim marzeniem jest, aby porażona treścią naszych audycji Nelly Rokita powiedziała wreszcie coś mądrego. Niech to będzie nawet zwykłe „O kurwa!”, bo to już świadczyć będzie o istnieniu u niej rozumu, w śladowych co prawda ilościach, ale na bezrybiu i rak ryba.
W ramówce Radia Waryjat
nie może rzecz jasna zabraknąć bezpośrednich transmisji z obrad Rady Plemiennej, pojedynków wodzowskich, wewnątrzpartyjnych zawodów sportowych na kręgielni, czy też – nadawanego co najmniej trzy razy dziennie – treningu autogennego Schultza. A w godzinach nocnych, w celu pozyskania sympatii młodzieży, będziemy nadawać striptiz. Wiem, że brzmi to idiotycznie, bo na co komu striptiz w eterze, ale podaj mi chociaż jeden powód, dla którego nie mielibyśmy tego striptizu nadawać. Co nam zależy, no powiedz sam? Przecież – ze względów czysto ideowych – nie będziemy zatrudniać do tego celu profesjonalnych striptizerek. Ogłosi się tylko casting, na który zlecą się wszystkie nimfomanki z okolicy. A to oznacza, że będą się one rozbierać spontanicznie, dla samej idei rozbierania się, nie dla kasy. Musimy tylko dopilnować, aby na antenę nie przedostały się osoby z typem urody zarezerwowanym wyłącznie dla koneserów, bo może dojść do niekontrolowanych zamieszek.
Aha, byłbym zapomniał! Nie wybraliśmy jeszcze siedziby naszej partii. Kolebka nie wchodzi w grę, bo po prostu nie wypada nam jej mieszać do polityki. Poza tym jest organem całkowicie niezależnym od nas i to my poniekąd jesteśmy zależni od niej. Ratusz i Filharmonia też się niestety nie nadają, gdyż – sam wiesz najlepiej jakie tłumy przewalają się przez Deptak i jego okolice – nie zapewnią nam niezbędnego spokoju, tak potrzebnego do prowadzenia głębokich rozmyślań. Brałem również pod uwagę wiele innych lokalizacji, ale w końcu, z różnych względów, zdecydowałem się na Palmiarnię.
Po pierwsze, będziemy stamtąd mieć widok z góry na całe miasto. Po drugie, Palmiarnia jest miejscem przytulnym i jednocześnie bardzo przestrzennym, a wiem z doświadczenia, że co niektórzy ormowcy wiecznie marudzą, że jakoby jest im ciasno i nie ma czym oddychać. Osoby cierpiące na agorafobię zamknie się w razie czego w jakiejś kanciapie. Po trzecie, nasze wieczorne wiece wyborcze z widłami i pochodniami będą się na Winnym Wzgórzu prezentować kapitalnie, a wręcz baśniowo. I wreszcie po czwarte, już nikt nie będzie mógł o nas powiedzieć, że odbija nam palma, ponieważ wszystkie palmy będą odtąd pod naszą całkowitą kontrolą. Ponadto, aby zyskać jeszcze większe poparcie społeczne, zaprosimy mieszkańców Zielonej Góry do wspólnego plądrowania winnicy.
Punktem kulminacyjnym kampanii wyborczej będzie całościowe i definitywne rozprawienie się przez nas z handlem dopalaczami. Nie będziemy się bawić w prawne ani żadne inne półśrodki, tylko w przeddzień wyborów zwołamy Pluton Alarmowy i puścimy z dymem wszystkie sklepy i meliny zajmujące się tym procederem. Jest rzeczą oczywistą, że po czymś takim wdzięczni obywatele oddadzą swoje głosy na ORMO. Zwłaszcza, że chmura psychoaktywnego dymu opadnie na miasto…
Zdaję sobie sprawę z tego, że
w wyniku euforii wywołanej tym zdarzeniem najprawdopodobniej trzeba będzie niektóre części miasta odbudowywać od podstaw, ale to tylko pozytywnie wpłynie na wzrost naszej popularności, ponieważ trzeba będzie wybudować nowe mieszkania, sklepy, szkoły i przedszkola, nowe miejsca pracy. A co za tym idzie, nastąpi tak bardzo nam obecnie potrzebny wzrost gospodarczy. Słowem Postęp w każdym calu. A wszystko to dzięki naszej ciężkiej i wytrwałej pracy. Myślę, że teraz już rozumiesz dlaczego warto się poświęcić dla Dobra Ogólnego. I nieważne, że nasi przeciwnicy polityczni znowu podniosą krzyk, że jakoby uprawiamy anarchię, bo nie nasza w tym wina, że te bałwany nie potrafią odróżnić anarchii od Twórczej Destrukcji.
Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że dostaniemy się do Sejmu bez większych problemów. Uważam, że uzyskamy na początek dziesięcioprocentowe poparcie. Na więcej na razie nie możemy liczyć, gdyż siły Ciemnogrodu w naszym kraju są nadal potężne i tak od razu nie uda nam się ich pokonać. Ale z czasem damy im radę. Musimy tylko ściśle przestrzegać zasad, jakże pięknie sformułowanych i przedstawionych społeczeństwu w naszym Manifeście Programowym.
Zaraz po zaprzysiężeniu, tak na dobry początek, zajmiemy się ochroną wszystkich parlamentarzystów przed pokusą korupcji. Co byś powiedział, gdybyśmy dla przykładu przeprowadzili spektakularną akcję przepędzenia legalnych i nielegalnych lobbystów z budynku Sejmu, co? Akcję, której kryptonim „LOBBYŚCI NA LOBOTOMIĘ!” wywoła prawdziwą zgrozę i popłoch wśród tych łapówkarzy. Wiem, że ze smołą i pierzem do Sejmu raczej nas nie wpuszczą, będziemy więc zmuszeni do użycia alternatywnych środków perswazji w postaci gaśnic i węży strażackich podłączonych do hydrantów. Wypłuczemy tę hołotę z Sejmu raz na zawsze!…
Następnym naszym zadaniem będzie złagodzenie języka debaty publicznej poprzez doprowadzenie Jarka do ubezwłasnowolnienia. Zajmę się tym osobiście. Powiadomiwszy wcześniej o wszystkim media, skrzyknę się z moim kolegą Wojtkiem – obecnie emerytowanym strażakiem i neurastenikiem, (a taki był z niego porządny człowiek!) – i pojedziemy na pewną, znajdującą się obecnie na pograniczu węgiersko-słowackim, zapadłą stacyjkę kolejową w okolicach Miszkolca. Podczas zwołanej na peronie stacyjki konferencji prasowej wydam krótkie oświadczenie następującej treści: „Jarek! My jesteśmy tu, gdzie wtedy! A ty zasrańcu jesteś tam, gdzie wtedy stało ZOMO!”. Wiem, że widok spienionego Jarka jest bezcenny, ale to jeszcze nie wszystko. Zaraz po powrocie do kraju natychmiast zwołam kolejną konferencję prasową, na której zażądam od Jarka przeprosin za to, że byłem zmuszony nazwać go zasrańcem. No i w ten genialny w swej prostocie sposób problem Jarka mamy rozwiązany raz na zawsze, bo nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, by ktoś biegający po Sejmie bez spodni i zjadający własny krawat, nie został odwieziony na sygnale w bezpieczne miejsce odosobnienia.
Po tak spektakularnych sukcesach
niechybnie padnie propozycja wejścia ORMO do zawiązującej się właśnie koalicji rządowej, ponieważ – a zadecydują o tym względy czysto partykularne – nikt przy zdrowych zmysłach nie zaryzykuje pozostawienia nas w opozycji. Zgodzimy się. Teraz zapewne powiesz, że w ten sposób złamiemy święte dla ormowców zasady. I znowu nie masz racji. Owszem, wejdziemy wprawdzie do koalicji – z całą pewnością będzie to koalicja antykaczystowska – do rządu również, ale zrobimy to w taki sposób, który nie podważałby naszej wiarygodności w oczach społeczeństwa. Jak? Otóż – oczywiście odpowiedni zapis znajdzie się w umowie koalicyjnej – utworzymy nowe, podlegające naszej całkowitej kontroli, Ministerstwo Spraw Popieprzonych, zaś desygnowany przez nas na stanowisko ministra tegoż ministerstwa ormowiec automatycznie otrzyma tekę wicepremiera.
Czym Ministerstwo Spraw Popieprzonych będzie się zajmować? To proste! Wystarczy, że zadasz sobie pytanie: „A co w tym kraju nie jest popieprzone?” i już będziesz miał odpowiedź. Ujmując rzecz inaczej, będziemy się zajmować praktycznie wszystkimi aspektami życia społecznego w Polsce. Natomiast co się tyczy sposobów działania, to MSP będzie korzystać z wcześniej już wypracowanych i sprawdzonych metod ORMO, to jest smoły i pierza, lecz tym razem – co pragnę bardzo mocno podkreślić – nasze działania będą mieć umocowanie prawne. A to z kolei oznacza, że będziemy mogli w majestacie prawa zawrzeć długoterminową, finansowaną z budżetu ministerstwa, umowę na dostawy smoły i pierza, gdyż roboty przed nami będzie co nie miara. Od kontroli decyzji rad gminnych począwszy, a na pracach Sejmu i Kancelarii Premiera skończywszy. I nikt się przed nami nie uchroni, bo nawet nasz wicepremier będzie mieć obowiązek wnoszenia na zamknięte posiedzenia Rady Ministrów poduszki oraz dużego termosu z gorącą smołą. I niech no tylko któryś z ministrów zgłosi jakiś popieprzony projekt ustawy lub rozporządzenia, a pozna czym jest gniew ormowca! Nie będzie świętych krów!…
To tyle – nie licząc obecności ormowców w gabinetach politycznych wszystkich ministrów, bo musimy przecież wiedzieć, co w trawie piszczy – jeśli chodzi o udział ORMO w pracach i strukturach rządu. Chociaż nie! To jeszcze nie wszystko, bo będziemy musieli pokazać opozycji oraz innym wrogim nam siłom, kto tu rządzi. Myślę, że w takiej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby przeprowadzenie akcji ostrzegawczej, polegającej na wyryciu śrubokrętami prospołecznych haseł na karoseriach nowiutkich limuzyn przywódców związkowych. Na przykład: „CHLEBA DLA WSZYSTKICH!” lub „CHCEMY ŻYĆ GODNIE!”. Sprayu też nie będziemy żałować. A jeśli to nie pomoże, to z ich jednorodzinnych pałacyków pozostaną jedynie altanki w ogrodach.
Sam teraz widzisz, że można być u władzy, a jednocześnie nie sprzeniewierzać się wyznawanym przez siebie ideałom. I nie martw się, że na tym nasza działalność się skończy, że spoczniemy na laurach i obrośniemy w piórka. Przenigdy! Prędzej zrezygnuję z dobrego, aromatycznego cappuccino z pianką niż ustanę w walce o Dobro Ogólne. Pójdziemy dalej naprzód, gdyż Ojczyzna nas wzywa!…
Nie wiem jak Ty, ale osobiście gotów jestem się poświęcić i zrezygnować z mandatu poselskiego na rzecz zasiadania w radzie nadzorczej którejś ze spółek Skarbu Państwa, a konkretnie, Polskiej Miedzi S.A. Przyniesie to spore oszczędności finansowe dla budżetu, a to dlatego, że przelot helikopterem z Raculi do Lubina i z powrotem jest o wiele tańszy niż, na przykład, taki sam przelot do rafinerii w Płocku lub Gdańsku. Ja wiem, że zasiadanie w takiej radzie nadzorczej to katorżnicza i wyczerpująca praca, na dodatek za niewielkie pieniądze – tylko milion rocznie – ale czego się nie robi dla Ojczyzny.
Tobie radziłbym zrobić to samo,
to znaczy zrezygnować z mandatu i wybrać sobie miejsce w radzie nadzorczej którejś ze spółek Skarbu Państwa. Tak mówiąc szczerze między nami, to bycie posłem na Sejm za tak marne pieniądze jest po prostu poniżej naszej godności i jako Ojcowie Założyciele nie możemy sobie pozwolić na takie poniżanie. Innym ormowcom, którzy dostali się do Sejmu, będę doradzał to samo: zrezygnujcie z mandatów i znajdźcie sobie stanowiska odpowiadające waszym ambicjom, a na wasze miejsca w parlamencie niech wejdą osoby, które zajmowały dalsze miejsca na listach wyborczych. Nie muszę Ci chyba tłumaczyć, że po wielokrotnym przeprowadzeniu tego typu rotacji spora część naszego plemienia znajdzie swoje miejsce w politycznych i gospodarczych strukturach państwa.
Na Twoje ewentualne wątpliwości co do tego, czy przy tak silnym rozproszeniu ormowców nasza partia nie zacznie ulegać erozji, i czy w związku z tym nie zakończy się to wszystko całkowitym zanikiem więzi plemiennych, odpowiem, że nie. Nie, bowiem czynnikiem integrującym będzie Wielka Uroczystość Losowania członków Rady Plemiennej ORMO, odbywająca się – o czym mówiłem już wcześniej – co najmniej raz na kwartał. Jeśli chodzi o lokalizację, to postanowiłem – a jestem święcie przekonany o tym, że wszyscy mój wybór zaakceptują – że uroczystość odbywać się będzie w ekstremalnych warunkach klimatycznych, na jakiejś wyspie na Pacyfiku, w wysokiej temperaturze i wysokiej wilgotności powietrza, pośród dymiących wulkanów. Będzie to idealne miejsce, w którym w kontemplacyjnej ciszy Los dokona Wyboru. Udamy się tam całym plemieniem samolotami wyczarterowanymi przez Ministerstwo Spraw Popieprzonych. Jeżeli jeszcze nie domyśliłeś się gdzie to będzie, to Ci powiem: będą to Hawaje.
Wyczerpani ale oczyszczeni, dumni i szczęśliwi, powrócimy po tygodniu do naszych codziennych obowiązków. I nawet nie zauważymy kiedy, jak grzyby po deszczu, zaczną w naszym kraju powstawać nowe przychodnie i szpitale psychiatryczne, aż w końcu cała nasza piękna Ojczyzna zamieni się w jeden wielki Dom Wariatów. A gdy to już się stanie, to naszym następnym zadaniem będzie zdobycie Brukseli i rozpropagowanie naszych szczytnych ideałów w całej Unii Europejskiej.
Ale pora już kończyć. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko pożegnać Cię pradawnym pozdrowieniem ormowców:
„ŚPIJ SPOKOJNIE, ORMO CZUWA!”
Tekst: (c) Jacek Dąbrowski