Kaczuchy – anegdoty i dowcipy
Maja i Andrzej Janeczko czyli Trzeci Oddech Kaczuchy w wywiadzie dla Sadurski.com opowiadają ulubione dowcipy oraz anegdoty o satyrykach i aktorach z którymi pracowali, występując na (nie tylko) polskich scenach. I na dokładkę o Partii Dobrego Humoru
Maja i Andrzej Janeczko czyli Trzeci Oddech Kaczuchy. W 1981 roku ich piosenka “Kombajnista” trafiła na drugie miejsce słynnej listy przebojów radiowej “Trójki”, a prześcignął ich tylko John Lennon. Potem był stan wojenny, znikli z telewizji, ale do dziś występują na scenie, jeżdżąc po Polsce i świecie. Występowali z wieloma artystami i są kopalnią anegdot. Michał Fajbusiewicz (program “997”) załatwił im ślub w górach, o którym zawsze marzyli, a 2 dni później jechali na ślub w przyczepie traktora, z obrączkami kupionymi godzinę wcześniej. Andrzej, wszechstronnie uzdolniony artysta, studiował przez 13 lat, a kilka lat temu znów wrócił do studiowania i kilka miesięcy temu zdał dyplom na Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi.
Z artystami rozmawia Szczepan Sadurski
– Jeden to za mało, więc spytam o kilka waszych ulubionych dowcipów.
• Przede wszystkim ciągle śmieszy nas cytat, jakiego używał na początku swojego recitalu kabaretowego nieżyjący już Jonasz Kofta: “Gwałt niech się gwałtem odciska! – rzekła d*pa do mrowiska!”
• • •
Śmieszy nas cytat, jakiego używał na początku swojego recitalu kabaretowego nieżyjący już Jonasz Kofta:
“Gwałt niech się gwałtem odciska! – rzekła d**a do mrowiska!”
• • •
1) Dwie panienki lekkich obyczajów starają się o pracę w domu publicznym. Właścicielka urządziła egzamin wstępny. Po chwili jedna z wychodzi z sali egzaminacyjnej.
– No i jak ci poszło?
– Oblałam z ustnego.
• • •
2) Młode małżeństwo spaceruje po parku. Patrzą na dwa pływające i tulące się do siebie łabędzie.
– Zosiu, a może byśmy zrobili to samo, co one…?
– Oszalałeś?! Dla twojej przyjemności nie będę tyłka w wodzie moczyć!
• • •
3) Na dachu domu publicznego grzmociły się dwa koty, a że robiły to bardzo namiętnie, to spadły. Zauważył to przechodzący mężczyzna i woła:
– Hej dziewczynki, reklama wam zleciała!
• • •
4) Hrabia ma jechać na wojnę.
– Janie, masz tu klucz do pasa cnoty hrabiny. Pilnuj klucza i hrabiny!
– Dobrze hrabio.
Hrabia pojechał. Po dziesięciu minutach dogania go Jan i woła!
– Hrabio, klucz nie pasuje!
Anegdoty
– Występowaliście na scenie ze znakomitymi aktorami i satyrykami. Na pewno pamiętacie zabawne zdarzenia, które przytrafiły się wam podczas scenicznych wojaży.
• Graliśmy z całą czołówką polskiej sceny komediowej od Wiesława Michnikowskiego, po Krzysztofa Kowalewskiego czy Andrzeja Zaorskiego. Pamiętam, dawno temu w hotelu obchodziliśmy urodziny Basi Wrzesińskiej. W tym czasie w telewizji były tylko dwa programy, które kończyły się hymnem około 12-ej w nocy. Była taka miła impreza, że zapomnieliśmy wyłączyć telewizor i nagle w apartamencie hotelowym Basi coś zaczęło piszczeć, jakby sprzęgały się mikrofony. Wszyscy rzucili się na telewizor i ze strachem w oczach stwierdzili, że w telewizorze jest podsłuch! Basia bardzo się zdenerwowała i zadzwoniła do recepcji. Po chwili przyszło dwóch ludzi, by wynieść z pokoju Bogu ducha winny czarno-biały telewizor.
• • •
Kiedyś trasy były bardzo długie i z nudów robiliśmy sobie wzajemnie dowcipy. Ale nikt nie zrobił dowcipu Halince Kunickiej, bo bardzo ją szanowaliśmy. Ona natomiast, zawsze pełna uśmiechu, mówiła: Zróbcie mi w końcu jakiś dowcip! No i… udało mi się pożyczyć mundur strażacki z hełmem i toporkiem. Halinka śpiewała swoje słynne “Orkiestry dęte”, gdy w drugim refrenie pokazałem się za jej plecami publiczności, w strażackim uniformie, wykonując głupie ruchy jak z Monty Pythona. Ludzie mało nie pospadali ze śmiechu z krzesełek, a Halinka wreszcie była usatysfakcjonowana, że jej też ktoś zrobił dowcip na scenie.
• • •
W branży estradowej krąży anegdota, że kiedy bodajże Skaldowie grali w ZSRR, pod dywanem wyczuli jakiś wystający krążek. Któryś z nich, odwinął dywan i zaczął odkręcać umieszczoną na podłodze śrubę, wietrząc w niej podsłuch. Gdy odkręcił, na dole w restauracji spadł z sufitu żyrandol. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
• • •
W naszym programie Karol Strasburger i Andrzej Kopiczyński grali skecz Ireneusza Iredyńskiego, w którym w pewnym momencie mówili o duchu wuja. Przed jednym z koncertów poprosiłem akustyka, by postawił mi dodatkowy mikrofon za sceną i w umówionym momencie zamknął Andrzejowi i Karolowi mikrofony. Kiedy przyszedł fragment z duchem, nagle mikrofony przestały działać i wtedy, jakby zza grobu, na pogłosie, publiczność i aktorzy usłyszeli mój głos zza sceny:
– Tu mówi duuuch wuja! Wy tu zabawiacie się, a ja goręęęę!
Ludzi wbiło w fotele, Andrzejowi i Karolowi zaczęły drżeć nogi. Upłynęła dłuższa chwila, zanim wrócili do dalszej części skeczu.
• • •
O anegdotach można by w nieskończoność… Pamiętam jedną, z Bożeną Dykiel, ale opowiem innym razem. Bożenko, pozdrawiam!
– Którzy z poznanych przez was na scenie artystów tryskają humorem? Którzy z nich prywatnie są bardzo sympatyczni?
• Na pewno kiedyś Zenek Laskowik i Bogdan Smoleń. Na pewno bracia Damięccy, na pewno Andrzej Kopiczyński i Karol Strasburger, który zna mnóstwo kawałów. Świetnym gawędziarzem i “kawałologiem” jest Zbyszek Wodecki, opowiadający o sobie, że w zajezdni tramwajowej w Krakowie szkolą prowadzących tramwaj tak, by nie wjechał w nich Wodecki! Także Andrzej Zaorski, Igor Śmiałowski – uroczy człowiek i wspaniały aktor. Marian Opania, Bożena Dykiel, Ewa Szykulska, Marcin Wolski – nie sposób wymienić ich wszystkich… Zresztą rzadko kiedy w garderobie zdarzał się ktoś, kogo można było nie lubić. I jeszcze Tadzio Woźniak – spędziliśmy razem urocze koncerty w USA i razem wrzucaliśmy pieniążki do Niagary…
– A są też mniej sympatyczni artyści?
• Dwa lata temu graliśmy z Dodą. Muszę przyznać, że w tym przypadku nie było mowy o sympatii i tryskającym humorze. Ale sza! W końcu Doda jest tylko Dodą…
– Partia Dobrego Humoru to chyba jedyna partia, w której kiedykolwiek byliście? Czy macie czasem trudności z płacenia składki członkowskiej, wynoszącej trzy uśmiechy dziennie?
• I bardzo dobrze, że tak “niepoważna” czy raczej poważna partia, chce nas trzymać w swoich szeregach. Rzeczywiście, to jedyna partia, w której kiedykolwiek byliśmy w życiu, z czego jesteśmy dumni. A te trzy uśmiechy dziennie? Żaden problem. No, chyba, że jesteśmy na nartach w Austrii. Z natury jesteśmy pogodnymi ludźmi, ale gdy dwa tygodnie temu, w hotelu w Alpach, w Karyntii – pani pilotka z Almaturu powiedziała, że trzeba dopłacać do Skipasów, że kiedy na śniadanie była wciąż mortadela i żółty ser, a na obiad smażona mortadela – to na ten czas utworzyłem Partię Złego Humoru i dzielnie walczyłem z panią pilotką. Ale po przyjeździe, sztandary PZH uroczyście wyprowadziliśmy do lasu i rozwiązaliśmy partię, by wrócić na łono PDH, w której niezmiennie wybieramy na przewodniczącego Szczepana Sadurskiego!
Tekst i wywiad przygotował (c) Szczepan Sadurski, 2008 r.
Na zdjęciu: Maja i Andrzej Janeczko z legitymacjami Partii Dobrego Humoru