Praca karykaturzysty – fakty, mity, ciekawostki
Karykatury i karykaturzyści ciekawostki
Stereotypowe myślenie niektórych zleceniodawców powoduje, że nie rozumieją specyfiki zawodu profesjonalnego karykaturzysty
Stereotyp
Do dziś panuje przekonanie, że karykaturzysta to człowiek, który przez całe wakacje siedzi od rana do wieczora na ulicy (na często uczęszczanym deptaku miasta) i rysuje przechodniów za niedużą kwotę. Niektórzy sądzą, że gdy kończą się wakacje, karykaturzysta przymiera głodem aż do kolejnych wakacji, więc będzie skakał z radości, gdy ktoś zaproponuje mu zlecenie “poza sezonem” za skromną kwotę. Błąd!
Takie stereotypowe wyobrażenie powoduje, że część potencjalnych zleceniodawców przeglądając w internecie oferty karykaturzystów, wybiera najciekawsze (najlepiej się prezentujące) oferty z przekonaniem, że artysta zadowoli się skromnym wynagrodzeniem. Tymczasem ci najlepsi, to artyści znani z mediów, rozchwytywani, wielokrotnie sprawdzeni i mający dobrze płatne zlecenia, więc ich ceny są wyższe od cen artystów ulicznych.
Oczywiście, są karykaturzyści pracujący na ulicy, jednak w ten sposób pracują tylko niektórzy. Tacy, którzy na co dzień mają mało pracy, więc muszą zarabiać na ulicy. Karykaturzyści “wakacyjni” to mniej lub bardziej zdolni plastycy, pracujący jako karykaturzysta tylko w wakacje, a potem wracają do swojej “normalnej” czyli całkiem innej pracy. Artystycznej lub nie związanej z plastyką, bo z czegoś trzeba żyć. Są wśród nich także artyści zza wschodniej granicy, co łatwo rozpoznać po ich akcencie.
Zleceniodawca – amator
Dla każdego zleceniodawcy jego zlecenie jest wyjątkowo ważne i część z nich jest przekonanych, że czeka na nie z utęsknieniem cała masa karykaturzystów. Jak jest naprawdę?
Ci najlepsi jak już wiemy, mają masę pracy i zarabiają całkiem dobrze. Amatorzy (których działa pod względem artystycznym pozostawiają wiele do życzenia, którzy rysowanie traktują jako hobby, bo utrzymują się z innej pracy), muszą się więc dostosować do cen profesjonalistów. Słusznie oferują niższe stawki, bo jest szansa, że zleceniodawca dysponujący niskim budżetem, także i u nich coś zamówi.
Oczywiście, każdy chciałby zatrudnić znakomitego karykaturzystę za cenę którą zadowalają się amatorzy, jednak powiedzmy sobie szczerze: tak mogą sądzić tylko naiwniacy. Dlatego warto trzymać się realiów obowiązujących w każdym biznesie, nie tylko branży artystycznej: jeśli zależy ci na zatrudnieniu najlepszych, musisz być przygotowany na adekwatne do ich talentu honorarium. Ceny rozsądne, które ustalił rynek. Na pewno wyższe niż ceny amatorów.
A może casting?
Niektórym zleceniodawcom nie wystarczy bogate portfolio artysty i przedstawiona przez niego szczegółowa oferta oraz bogata biografia artystyczna. Wciąż nie wierzą, że tysiące karykatur, jakie dotychczas profesjonalista stworzył, często dla najbardziej wymagających klientów, to najlepsza reklama jego umiejętności. Ci niedowiarkowie (na szczęście to rzadkie przypadki) wolą przekonać się na własne oczy, wysyłając e-mailem jakieś zdjęcie i pisząc coś w rodzaju: “Jak mi się spodoba, to zamówię więcej”. Kolejny błąd. Bo profesjonalni karykaturzyści, mający cały czas dużo zleceń, po prostu nie mają czasu na takie “próby”. Chcesz karykaturę? Zapłać.
Jeśli zleceniodawca ma duży budżet (dużą kwotę do wydania) oraz sporo czasu na podjęcie decyzji komu przekazać zlecenie, czasem wpada na pomysł aby zorganizować casting. Każdy artysta, który w nim uczestniczy, na pewno otrzyma zapłatę za specjalnie wykonaną dla niego “próbę”, a tylko ten, którego dzieło się spodoba, dostaje zlecenie. Zleceniodawca świadomie wybiera najlepszego artystę – tego, który mu pod jakimś względem odpowiada.
Problem pojawia się wtedy, gdy klient nie ma ani czasu ani pieniędzy na taki “casting”. Padają z jego strony mgliste obietnice, zachęty i prośby. W tym momencie każdy profesjonalista widząc, że sprawa jest niepoważna, rezygnuje. Efekt? Zleceniodawca po zakończeniu “castingu” ma do obejrzenia nie najlepsze prace amatorów, którzy mają dużo czasu i mało zleceń, więc bardzo zależy im na otrzymaniu zlecenia. Tylko czy faktycznie zleceniodawca to właśnie chciał osiągnąć? Naprawdę chciał zobaczyć prace kilku amatorów?
I jeszcze ostrzeżenie dla karykaturzystów ochoczo uczestniczących w takich “castingach”. Znam trzy przypadki, że ktoś dostał za friko nie tylko jedną, ale kilka karykatur. Tym bardziej odradzam udziału w castingach.
Karykaturzysta mobilny
Niektórzy klienci serwisu Karykatury.com pytają czy karykaturzysta może “przechadzać się” po sali, na której odbywa się impreza i zza węgła, chybcikiem, niepostrzeżenie – rysować niepozowane i oczywiście bardzo dobrej jakości karykatury. A gdy obrazek będzie gotowy – wręczyć go mile zaskoczonej osobie jako fantastyczna niespodzianka. Skąd takie pomysły? Zapewne tacy klienci najprawdopodobniej widzieli coś podobnego w filmie.
Szanowni państwo, nie wierzcie w to, co widzicie w telewizji. Nie raz pracowałem dla producentów programów telewizyjnych i wiem jak to się faktycznie robi. Nie ma możliwości, aby w mgnieniu oka zrobić coś, co wygląda, jak karykatura robiona przez kilka godzin. Wybijcie sobie z głowy, że niepozowana, przypadkowa karykatura będzie równie dobra niż ta pozowana. Prawda jest taka: rysowanie osoby, która chodzi po sali i co sekundę patrzy gdzie indziej (raz w lewo, raz prosto, potem z prawo, zaraz potem w górę albo na podłogę), niezależnie od doświadczenia karykaturzysty, zwykle kończy się klęską.
Pytanie dla zleceniodawcy: czy taka mierna karykatura okaże się dla kogoś miłą niespodzianką i wspaniałą pamiątką z imprezy? Albo inaczej: czy ucieszyłbyś się na widok swojej kiepskiej i mało podobnej do ciebie karykatury?
Mimo to, niektórym zleceniodawcom bardzo zależy, aby jednak coś takiego mieć na swojej imprezie. Studzi ich dopiero 2-3-krotnie wyższa stawka niż standardowa. Dlatego już dawno nie miałem takich zleceń i na nich mi nie zależy. Bo to zajęcie o wiele bardziej stresujące niż zazwyczaj, a karykatur w godzinę kilka zamiast dwudziestu, w dodatku słabszej jakości niż zwykle. Podejrzewam, że klient widząc wysoką cenę i niechęć profesjonalisty do takiego zlecenia, szuka dalej. I znajduje amatora, który go przekona, że jest w stanie wykonać takie zlecenie. A na imprezie jest wielkie rozczarowanie.
Może telefon?
Zdarza się, że potencjalni zleceniodawcy mają alergię na słuchawkę telefonu (a może oszczędzają na połączeniach telefonicznych?). W każdym razie, sądzą się są “królami”, których trzeba prosić o zlecenie. Jednozdaniowy e-mail typu: “Jestem zainteresowany usługą karykaturzysty, proszę o telefon” według nich załatwia sprawę. Nie chcą oferty i cennika, tylko chcą zabierać karykaturzyście czas, aby niezobowiązująco porozmawiać przez telefon. Wydaje im się, że mają taaaaakie super-zlecenie, że po takim e-mailu każdy karykaturzysta natychmiast do nich zatelefonuje z nadzieją na otrzymanie zlecenia i zgodzi się na każdą zaproponowaną stawkę. A przecież to zleceniodawcy zależy na zatrudnieniu karykaturzysty. To on ma sprawę do załatwienia, zgadza się?
Z doświadczenia wiem, że tacy zleceniodawcy, to w większości niepoważni zleceniodawcy, w dodatku tacy, którzy nie mają wystarczających pieniędzy, aby zatrudnić profesjonalnego karykaturzystę. Jak to sprawdzić? Nie zadzwonić do niego bo tak sobie zażyczył, ale podać numer telefonu do siebie. Poważny zleceniodawca, który faktycznie chce zatrudnić karykaturzystę, na pewno szybko oddzwoni.
Ciekawostki telewizyjne
Kilkukrotnie e-mailowali do mnie potencjalni zleceniodawcy ze znanej stacji telewizyjnej. Panie (bo to były panie) nie pisały z poczty prywatnej, tylko służbowej – zapewne po to, aby było widać KIM one są. Nie chciały informacji czy cennika, za to chciały, aby do nich zadzwonić.
Wszystkie powyższe sprawy NIE zakończyły się zleceniem. Raz nawet zatelefonowałem z ciekawości. Okazało się, że taka pani chciała załatwić prywatnie karykaturę dla znajomych, jednak nie miała wystarczająco dużo pieniędzy. Ale wolała nie przyznać się do tego, kończąc rozmowę lakonicznym “Zastanowię się”. A już po chwili, szukając kogoś tańszego, wysyłała identycznej treści e-maile na oślep zapewne wszystkim możliwym karykaturzystom, więc i do mnie – po raz drugi.
Raz w sprawie karykatury mailowała, a potem nawet dzwoniła młoda aktorka z pewnego serialu. Wydawało się jej, że na dwa dni przed Wigilią karykaturzysta rzuci wszystko, aby za cenę niższą niż zwykle, zrobić karykaturę która będzie prezentem dla jej znajomych. Może sądziła, że będzie to “zaszczyt” dla karykaturzysty? Nie zamówiła. Nawet nie miała tyle pieniędzy, ile zwykle płacą klienci.
Raz dzwonili do mnie przedstawiciele bardzo znanego programu rozrywkowego w telewizji. Chcieli dostać karykaturę, którą wręczą bardzo znanej piosenkarce. Po usłyszeniu, że będą musieli za to zapłacić, zrezygnowali z pomysłu. Pewnie też sądzili, że karykaturzysta rzuci płatne zlecenia, aby zrobić coś, czym potem będzie się mógł pochwalić?
Karykatury i karykaturzyści – tekst: Szczepan Sadurski – szef www.karykatury.com